Pekin. Czekałam wtedy na Krisa i nasze wizy. Bardzo zmęczona, spragniona już bezludnej Mongolii. W torbie miałam oszukane tajskie danie dla Niego, kupione w chińskiej, marnej knajpce. Siedziałam przed dziurą w murze, za którą widziałam podupadłe domostwa, spracowanych ludzi, jakby ukrywających się przed niszczącą zwykłego śmiertelnika siłą tego miasta. Mur okrywały reklamy bogatych osiedli, proszków do prania, drogich kosmetyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz