niedziela, 15 lipca 2012

Mur chiński...





Pekin. Czekałam wtedy na Krisa i nasze wizy. Bardzo zmęczona, spragniona już bezludnej Mongolii. W torbie miałam oszukane tajskie danie dla Niego, kupione w chińskiej, marnej knajpce.  Siedziałam przed dziurą w murze, za którą widziałam podupadłe domostwa, spracowanych ludzi, jakby ukrywających się przed niszczącą zwykłego śmiertelnika siłą tego miasta. Mur okrywały reklamy bogatych osiedli, proszków do prania, drogich kosmetyków.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz